Nasz Fredi przegrał nierówną walkę z uszkodzonym losem wygranym na loterii życia…

Psie przedszkole… Powinno w nim być głośno i wesoło. Szczenięca radość, chęć poznawania świata, szczenięca ufność. Merdające do wszystkich i wszystkiego ogony, głośne zabawy, szczekanie, nauka życia w ludzkiej rodzinie.  Radosne przepychanki. Pierwsze porażki, pierwsze sukcesy. Mokry nos, wtulony w rękę, wspólne spacery, poznawanie siebie nawzajem. Wspólna przygoda, jaką jest życie.

Zaczynacie razem od zera. Macie tyle planów, chęci, marzeń. Uczycie psiego bachorka, jak radzić sobie w ciężkich sytuacjach. W złe dni śpicie razem pod kołdrą. W dobre, przemierzacie długie szlaki. Ważne, że jesteście razem. Macie całe życie przed sobą.

Czy na pewno? Nie na pewno. Ironiczny chichot losu, okrucieństwo życia wymierzone z chirurgiczną precyzją, tak, aby zabolało najbardziej. Nie jest łatwo patrzeć na to, kiedy dzieci chorują, psie dzieci także. Pomalutku, po cichutku, choroba niszczy organizm. Coś, co jeszcze wczoraj było normą, dzisiaj jest osiągnięciem. Nikt nie mówił na starcie, że będzie dobrze. Jednak nadzieja złudnie szeptała do ucha, aby jej zaufać. Nie było warto. Najgorzej jest żyć w niewiedzy. Teraz tak musimy żyć.

Nie mam skłonności do nadmiernej egzaltacji i skupiania się na własnych emocjach… Jednak Fredi od samego początku wzbudza i we mnie, i wśród najbliższych takie emocje, o które byśmy się nie podejrzewali. Nie jest łatwo patrzeć na to, co dzieje się z psim dzieckiem, które powinno biegać, bawić się, beztrosko żyć. Nie może. Nie ma siły, nie ma możliwości. Codzienna walka o lepsze samopoczucie, o lepsze wyniki. Najlepsze karmy, najlepsze suplementy, najlepsi lekarze, najlepiej dobrane leki. Jednak wciąż nie jest lepiej. To smutne przedszkole. Bo ktoś wylosował uszkodzony los na loterii życia…


Tak. Przedstawiamy Wam Fredzia. Część z Was już go doskonale zna. Wielu z Was śledzi jego losy od początku, kiedy do nas trafił taki malutki, słabiutki, bez grama mięśni, za to z tonami robali w sobie, które okazały się czubkiem góry lodowej…

Fredi, pod naszą opieką, przy pomocy Wspaniałych Ludzi, w końcu miał wszystko, czego potrzebował. Jego małe wyniszczone ciałko w końcu miało wsparcie. Fredzio pochłaniał duże pieniądze, którymi się z nami dzielili wspaniali Darczyńcy. Mimo, że pieniądze nie są dla nas najważniejsze, to bez pieniędzy niewiele byśmy mogli zrobić dla Fredzia. Później opiekę nad nim w całości wzięliśmy na siebie.
Utrzymanie Frediego jest bardzo drogie. Nieustające badania, kontrole, karma, leki i suplementy, to nawet 2 tysiące zł miesięcznie. Ale dla tej, tak wspaniale zmieniającej się morduchy warto! Warto wydać każde pieniądze, by w końcu mógł być zdrowy i cieszyć się swoją młodością!
Fredi, mimo swoich problemów zaczął się wspaniale zmieniać…

Aż tu BOOM!
Kiedy po pięciu miesiącach nieustającej walki o zdrowie i życie Fredzia, po pięciu miesiącach nieustających badań, konsultacji weterynaryjnych, podawaniu niezliczonych leków, suplementów i wspomagaczy, myśleliśmy, że już powoli wychodzimy na prostą. Stało się TO. 

14 maja 2020 kiedy wracaliśmy ze spaceru, dostał nagłego ataku drgawkowego z obfitym ślinieniem. Niestety, taki sam atak powtórzył się następnego i następnego dnia. Niewiele się zastanawiając umówiliśmy się na konsultację u jednego z najlepszych neurologów wśród lekarzy weterynarii, panem dr hab. Marcinem Wrzoskiem. Na szczęście, Fredi nie miał już więcej ataków. Jednak stracił wzrok w lewym oku, stracił czucie, ma zaburzone reakcje neurologiczne. Z niecierpliwością czekaliśmy na konsultację, jednak nie traciliśmy czasu. Wykonaliśmy kolejną serię badań, żeby być jak najlepiej przygotowanym na wizytę i nie tracić później czasu na badania. Konsultacja odbyła się 21 maja 2020. Doktor dokładnie przebadał Fredzia, przeanalizował jego historię, wcześniejsze badania (a jest tego niezła kupka) i ma już kilka tez. Jednak bez zbadania płynu mózgowo – rdzeniowego i zbadania fredziowej głowy rezonansem magnetycznym niczego nie możemy być pewni.  Zaopatrzeni w kolejne leki wróciliśmy do domu. Rezonans mamy umówiony na 05.06.2020 w Pracowni MRI Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. I cóż. Czekamy.

Fredi, chociaż bardzo by chciał, to nie może być taki jak zawsze. Jest skołowany, zdenerwowany, nie rozumie przecież, co się z nim dzieje. Jego ciało niemal bez przerwy drży. Fredi ma ogromne problemy z relaksem, z zasypianiem. Kiedy zaśnie, my oddychamy pełną piersią.

I jesteśmy bezradni. Bardzo liczymy na to,  że diagnoza będzie dawać nadzieję na powrót Fredzia do zdrowia. 


I tak, jak napisaliśmy wyżej: najgorzej jest żyć w niewiedzy. Teraz tak musimy żyć. 

05.06.2020 Jesteśmy już po rezonansie
Po ciężkim dniu, jesteśmy w końcu w domu, Fredzio dochodzi do siebie po podróży do Wrocławia, po narkozie i rezonansie, i niestety, nie mamy dobrych wiadomości.

Pierwsza wiadomość, to taka, że nie udało się pobrać do badania płynu mózgowo – rdzeniowego, ponieważ Fredi ma bardzo ciasno ułożone kręgi, przez które nawet wprawne ręce speców nie dały rady się „przebić”, do tego pojawiła się krew, dlatego odstąpiono od dalszych prób.

Druga wiadomość, to taka, że Fredi ma dość poważne zmiany w mózgu, które niestety, nie napawają nas optymizmem. A jakie jest podłoże i charakter zmian (wrodzone, nabyte, zapalne, metaboliczne), będziemy wiedzieć po otrzymaniu szczegółowego opisu badania rezonansem (do ok. tygodnia). I cóż tu więcej pisać… Naprawdę, nie wiemy.

Na chwilę obecną nie wiemy, czy będzie możliwe leczenie Fredzia, a jeśli tak, to jakie będziemy mieć możliwości…

Pięknie Wam dziękujemy za ogromne wsparcie, jakie od Was płynie, za ogromne zainteresowanie Fredim, które dosłownie nas rozczula i rozkłada na łopatki.. Chłopak ma wokół siebie tyle dobrej energii, że nie ma szans, żeby z tego nie wyszedł! Musi wyjść!

12.06.2020
Dzisiaj pozwoliliśmy odejść Frediemu. Niestety, jego stan gwałtownie się pogarszał. A opis rezonansu, który otrzymaliśmy wczoraj popołudniu, tylko potwierdził najgorsze. Nie ma ratunku dla degradacyjnego procesu toczącego się we fredziowym mózgu.
Żadnemu zwierzęciu nie pozwolimy cierpieć dłużej niż jest to konieczne, by zrobić wszystko, by mieć pewność, że się wykorzystało wszystkie możliwości leczenia. W przypadku Fredzia mogliśmy już tylko pozwolić mu w końcu spokojnie zasnąć.

Pięknie dziękujemy wszystkim Wam, którzy od samego początku nam kibicowaliście, wspieraliście i wierzyliście razem z nami, że się uda. Niestety, tym razem się nie udało.

Bardzo dziękujemy również pani doktor Danuta, która od samego początku do samego końca była z Fredim, była z nami, na którą zawsze mogliśmy liczyć, jak zresztą na całą ekipę Przychodnia Weterynaryjna NOWA w Bukownie

<3 Dziękujemy <3

Kasia & Psia Brać @ Fundacja Skrzydlaty Pies

Fundacja Skrzydlaty Pies
ul. Kolejowa 4
32-332 Bukowno
ING BANK ŚLĄSKI
07 1050 1445 1000 0090 3009 6482
tytuł przelewu: darowizna Fredi