Ja, królowa faworkowa!

Od wczoraj miałam w głowie myśl, że mam ogromną chęć zrobić faworki. Brak czasu skutecznie oddalał rozpoczęcie produkcji. Dzisiaj znowu, gdzieś pomiędzy innymi myślami, była i ta o faworkach. „Cicho!” – mamrotałam sama do siebie – „jeszcze szybko dopić kawę, zrobić zakupy i jadę przecież na konsultację do psa, piernik wie kiedy wrócę. Znowu nie będzie kiedy zrobić!”
Wpadłam do sklepu, szybko powrzucałam do koszyka, to, po co przyszłam. Krzyczę to Pani Jadzi:
– a faworki, to gdzie macie? – sobie myślę „kupię, to i robić mi się odechce…”
– a nie mamy, wszystkie już wykupili! – wesoło odpowiada pani Jadzia
– to poproszę setkę spirytusu – poprosiłam, zanim Jadzia zdążyła zamknąć usta..
– uuu… ale na miejscu, czy na wynos? –  chichotała
– Na wynos, SAMA ZE ZROBIĘ TE FAWORKI, O! – i już obie chichotałyśmy.

Nie pamiętałam żadnego przepisu na faworki, ale pamiętałam, że dodaje się spirytus. Mąkę, jajka, olej, itd.. w domu chyba mam…

Pojechałam do psa. Wróciłam. I że też mi się chciało je robić? Sama siebie podziwiam za szybkość produkcji i jakość wykonanych faworków. Wiem, wiem… Są niezdrowie, kaloryczne i … są też PRZEPYSZNE!

Wasze zdrowie!