Dzień, w którym się zadziało

Była bardzo zaskoczona zaproszeniem na ślub. Pojutrze. JEGO ŚLUB. Jego ślub z jakąś Lalunią, której nigdy nie poznała. Ba, o której istnieniu nic nie wiedziała!

 

Absolutnie to do niego nie pasowało, nie grało, mocno zgrzytało. Aż czuła dyskomfort w zębach od tego zgrzytania i niepasowania. Serce… E, nie. Poza tym ohydnym dyskomfortem w zębach, nic innego nie czuła. No cóż, życie. Szkoda, że o Laluni nigdy nic nie wspomniał. W ogóle mało się odzywał. Spędzali ze sobą dużo czasu. Głównie w milczeniu, wpatrując się w siebie, uśmiechając, „przypadkowo” dotykając. Potrafili godzinami siedzieć na łące, gdzieś, nie do końca wiadomo gdzie, i napawać się wręcz nierealnie pięknym pasmem gór wokół nich. W swoich oczach widzieli wszystko to, czego nigdy nie powiedzieli, widzieli to, o czym razem marzyli. W obojgu było to nieznośne poczucie niedosytu, niespełnienia, wyczekiwania na siebie. Była o tym przekonana. Do dzisiaj. Siedział naprzeciwko niej, na tarasie tej uroczej knajpki, z którego widać było ich łąkę. Sączyła kawę. Obok filiżanki z kawą leżało zaproszenie na Jego ślub. Patrzyła przed siebie. Momentami zawieszała wzrok na Nim i ciągle nic nie rozumiała. On sprawiał wrażenie, że poza nią nie widzi nikogo i niczego. Pił tę swoją herbatkę, a raczej stukał palcami w filiżankę, ciągle wgapiając się w Nią. Nic nie mówił. Jak zawsze. Dokończyła kawę. Odstawiając filiżankę na spodek zaczęła się podnosić z krzesła. On – mimo że ciągle siedział nieruchomo – wpadł w popłoch. Przecież nie mógł pozwolić Jej tak po prostu odejść. Nie miał pojęcia, co powiedzieć, jak Ją zatrzymać. Miał na to kilkanaście sekund. Ona już wkładała pod spodek 10zł, żeby wiatr nie zdmuchnął banknotu, owijała się szalem… On wciąż siedział i się gapił. Czuła, wiedziała, że walczy same ze sobą, wiedziała, że w środku cały się trzęsie, ma absolutny mętlik w myślach. Przecież doskonale wie jaki On jest, ale tym razem postanowiła mu nie pomagać. Spojrzała mu głęboko w oczy, w których było prawdziwe przerażenie. Oboje byli przerażeni. Odwróciła się i poszła w stronę schodów. Już nie patrząc na niego, będąc tyłem, podnosząc rękę z zaproszeniem, powiedziała głośno i bez jakichkolwiek emocji:
– Przyjdę na wasz ślub. – Zeszła po schodach. On ciągle siedział. Po chwili wyprostował się, mocno wciągnął powietrze w płuca..  Ech, jeszcze poczuł Jej zapach… Nic nie zrobił. Dał jej odejść. Nienawidził siebie, czuł się jak skończony kretyn.
Była zaskoczona tym, że nie szaleje, nie miota się, a tylko ciągle czuje ten zgrzytający dyskomfort i obezwładniającą obojętność. Przyjechali tutaj razem. Mieszkali w ślicznym pensjonacie. Była pewna, że ten wyjazd otworzy ich na siebie, że w końcu pęknie ta bańka niedomówień, niedospojrzeń i pójdą dalej. Razem. Nigdy nie wpadłaby na to, że w tym samym pensjonacie mieszka Lalunia, której istnienie ciągle było dla Niej tak abstrakcyjne, że aż bolało. Ślub też miał się odbyć w tym pensjonacie. Dlaczego nie spakowała się i nie wyjechała? Sama sobie nie potrafiła tego wytłumaczyć. Miała perwersyjną potrzebę bycia na tym ślubie i potrzebę patrzenia na Niego. Zmieniła tylko pokój. Na szczęście był jeden wolny. Mieli przecież wspólny.  Uwielbiali być blisko siebie… Nic nie rozumiała.

Weszła pod prysznic, gorąca woda uderzała w Jej ciało dając poczucie ulgi.  Stała oparta o ścianę nie myśląc o niczym. Nie potrafiła myśleć. Tylko stała. Miała wrażenie, że coś usłyszała za lekko przymkniętymi drzwiami łazienki. Chyba Jej się zdawało. Znowu pogrążyła się w niemyśleniu.
Poczuła, że nagle ktoś ją dotyka. Nie zdążyła zareagować. On już stał obok Niej i mocno Ją do siebie przytulał. Jego ubranie błyskawicznie przemokło. Po chwili powiedział prosto w jej usta:
– Chyba mi odpierdoliło. Tylko ty jesteś…. – nie pozwoliła mu skończyć. Wyskoczyła spod prysznica, owinęła się ręcznikiem, oparła się o umywalkę, patrzyła na niego. Po chwili powiedziała:
– Tak, chyba ci odpierdoliło. Wyjdź stąd. Za 2 godziny bierzesz ślub.
– NIE BIORĘ ŻADNEGO ŚLUBU.  – powiedział najdobitniej jak potrafił, ciągle stojąc pod lejącą się wodą.
Pół godziny później siedziała już w samochodzie. Wracała. Wracała do swojego życia. Życia bez Niego.


Sny są naprawdę fascynujące!
:)))