Zupy dyniowe już się nam przejadły, a że leżała tutaj taka ładna, pomarańczowiutka, zgrabniutka dyńcia, to i weny się dostało i ciasto dyniowe szybko powstało.
Absolutnie, w 100% improwizowane, bez żadnego przepisu i innych wspomagaczy. No i jeszcze – zainspirowana wskazówkami Bożeny – postanowiłam, że będzie bez żadnych dodatkowych spulchniaczy, a żeby sobie utrudnić zadanie, to i bez mąki pszennej, żeby S. mógł zjeść i nie zejść ze świata naszego pięknego. Przedwcześnie.
Przekopałam szafkę i znalazłam mąkę gryczaną i… Kasztanową… Wszystko myrdałam, ubijałam, dodawałam, oczywiście, kolejność czynności standardowa, jak przy tworzeniu jakiegokolwiek ciasta, do momentu, aż mi się wydawało, że konsystencja jest odpowiednia.
No i chyba się udało!
Lekuśkie, słodziuśkie i mega mokruśkie ciasto dyniowe, z którego jestem baaaardzo dumna! Pewnie, jak już całkiem wystygnie, to się okaże glutem, ale teraz, jeszcze ciepłe jest boskie!
dumna Kasia