Pasta z cieciorki, z aktualnie posiadanymi dodatkami

Sobota! Dzisiaj dzień wewnętrzny. Zamiast szorować szafki, podłogi i inne czynić sobotnie czynności, spojrzałam na butelkę z wczorajszym, niedopitym winem. Że wylać? Ee, no w życiu! Rzuciłam okiem na gotującą się, cieciorkę (od wczoraj moczyła się w wodzie). Już jest mięciutka. Niech stygnie.
Cebula (dużo, bo przecież lubię i ładuję do czego się da, często bez opamiętania), pieczarki, zioła, sól, pieprz, troszkę oleju i dusimy. Znowu spojrzałam na butelkę z winem. No proste! Eureka! Wlałam do duszących się rzeczy.  Alkoholowi mówimy papa i czekamy aż się wszystko ładnie udusi a płyny zredukują i ładujemy do cieciorki. Blendujemy (nie musi być super gładko), dodajemy jeszcze przypraw, a może jeszcze łyżkę koncentratu pomidorowego (?), jeszcze trochę oliwy i jest!

 

OK, podłogę jednak umyję.